Songs

piątek, 24 października 2014

* Rozdział I *

Chociaż nie było tych 10 komentarzy, może się rozkręcicie, i będzie Was więcej. Ale za to że tak mało komentarzy było, krótki będzie ten rozdział. ;///

* Rozdział I *
Zmiany
Rachel otworzyła swoje niebieskie oczy. Nic nie widziała; dookoła było ciemno i cicho. Zaczęła unosić się, na pewno nie z własnej woli. Wtedy ujrzała, że ku niej zbliża się warstwa lodu. Odruchowo odwróciła twarz bokiem do lodu. Jednak on zachował się inaczej jak myślała. Lód roztopił się jakby była nieustannym źródłem ciepła. Kiedy wynurzyła się woda zamieniła się pod jej stopami z ciekłego na stan stały.
Rozejrzała się. Dziewczyna nic nie rozumiała. Chociaż teren wydawał jej się znajomy, nie wiedziała gdzie jest. Spojrzała w górę. Kiedy ujrzała granatowe sklepienie usiane gwiazdami jej pytania znikły. Usłyszała bowiem łagodny męski głos mówiący: ,,Witaj w nieśmiertelnym życiu.'' To był głos Księżyca. Tylko tyle usłyszała, zaś odpowiedź na resztę pytań przyszła sama. Była w parku w Londynie, w Wielkiej Brytanii. Pamiętała co się stało: chcąc uratować małą dziewczynkę wpadła do wody. Wydawało się jej, że umarła, ale czuła za razem, że jej życie dopiero się zaczyna.
Chociaż Księżyc przemówił do niej w jej myślach nie to było najdziwniejsze. Widziała kilku ludzi przechadzających się alejkami parku w ciepłych kurtkach i spodniach. Rachel czuła się jakby weszła do kuchni; było jej wręcz gorąco. Zdjęła kurtkę i bluzę, chcąc sie ochłodzić. Podwinęła rękawy bluzki i ruszyła drogą do swego domu, jak gdyby nigdy nic.

~-~

-Hahaha!
Tymczasem na drugiej półkuli dzieci z Waszyngtonu szalały w śniegu bawiąc się z Duchem Zimy, Jackiem Frostem.
-Nie wyobrażam sobie zimy bez śniegu! -krzyknęło, któreś z dzieci biorąc do rąk śnieg i rozsypując go dookoła.
Jack jako Duch Zimy i Strażnik Zabawy uwielbiał bawić się w śniegu wraz z dziećmi. Rzucił śnieżkę w kierunku małej dziewczynki, lecz ona uniknęła ciosu.
-Katie! Chodź na obiad. Później jeszcze pójdziesz na dwór. -powiedział kobiecy głos.
Dziewczynka posmutniała lecz po chwili znów zaczęła się uśmiechać.
-Pa, pa Jack! -powiedziała wchodząc po schodach prowadzących do domu i machając rączką na pożegnanie.
Jack odmachał jej przyjaźnie. Nagle usłyszał znajomy głos.
-Kangur! -rzekł żartobliwie na widok Zająca.
Stałe jak zwykle z bumerangiem w ręku w norze, tak, że widać było tylko głowę i uszy Zająca.
-Chyba już lepszy był ten królik, który usłyszałem od tamtego chłopca. -mruknął Zając pod nosem na co Jack zaśmiał się głośno. -Pilna sprawa.
-Słuchaj no. Przepraszam za te jajka! Nie sądziłem, że są takie kruche w tym roku -rzekł Jack broniąc się nie wiedząc o co chodzi Zającowi.
-Nie z tym... -Zając nastawił uszu. -Zaraz. To byłeś Ty?! Ty potłukłeś kolekcję porcelanowych jajek mojej babki? -powiedział Zając wychodząc z nory stając naprzeciwko Jacka.
-Nie... Co Ci przyszło do głowy! -Jack próbował się wycofać lecz niezbyt mu to się udało.
-No nie! Jacksonie Frost! To była najcenniejsza pamiątka po mojej rodzinie! A Ty ją tak bestialsko zniszczyłeś. -powiedział patrząc na Jacka z odrazą.
-Chyba miałeś do mnie pilną sprawę. -tym razem udało mu się wybrnąć z nieprzyjemnej rozmowy.
-Racja. Ale nie myśl, że nie wrócimy do tej rozmowy. -powiedział grożąc mu palcem.
Uderzył lekko dwa razy w ziemię.
-Tylko nie tunele! -powiedział Jack, ale było już za późno.
Poczuł, że ziemia pod nim się zapada. Nagle znalazł się pod ziemią. Szybko znalazł się na biegunie, u jego starego przyjaciela, Northa. Pech miał dziś Piasek. Jego lądowanie, jak zwykle nieudane, wybrało na swą ofiarę Piaskowego Ludka. Dla Jacka, miękkie lądowanie; dla Piaska, nieprzyjemne spotkanie jego twarzy z lodowatą ręką. Na jego nieszczęście, to właśnie on był najczęstszą ofiarą młodego Strażnika. Jack podniósł się z ciała przyjaciela i pomógł mu wstać po napaści nastolatka. Piasek przewrócił oczami i uśmiechnął się do Jacka, a on, odwzajemnił ten gest.
-Jack! -powitał go North. -Miło Cię znowu widzieć. -powiedział Święty Mikołaj klepiąc go po plecach. Jack ledwo utrzymał się na nogach.
-Mam nadzieję, że nie wracamy do tematu z Yeti. -powiedział Jack patrząc z wyrzutem na najbliżej stojącego futrzaka.
-Bardzo bym chciał, ale nie. -powiedział mówiąc głośniej dwa ostatnie słowa. -Są pilniejsze sprawy od tego. -rzekł, a Jack odetchnął z ulgą. -Mamy poważny problem.
Jack, co było bardzo rzadkie w tym przypadku osoby, zamyślił się.
-Jaki problem? -spytał Jack zaniepokojony opierając się na swojej lasce.
-Księżyc nie odpowiada. -Jack dopiero zauważył Zębuszkę. -Ostatnio jak nie odpowiadał, Pitch wyszedł na wolność.
-Ale przecież Pitch siedzi w lodowym więzieniu pod fabryką. -powiedział nie rozumiejąc nic co powiedziała Zębuszka.
-Tak. Ale jest jeszcze Pitch Senior. -powiedział North opuszczając głowę.
-Pitch Senior? -Jack nie byłby sobą, gdyby z tego nie zażartował. -Że co? Że niby ojciec Pitcha? -powiedział śmiejąc się ironicznie.
-Dokładnie. -powiedział North a rozbawienie Jacka znikło. -Nie mamy pewności czy na pewno uwolnił się, gdyż kiedy jest w pełni swej mocy  może stać się niewidzialny. Senior siedział w księżycowym więzieniu, gdzie na warcie siedział sam Księżyc, a on nic nie odpowiada. Pewnie toczy walkę z Pitchem Seniorem. Albo jest za słaby, żeby wysłać do nas wiadomość.
Jack był nowy w tej ,,branży''. Nie znał wszystkich tajemnic pozostałych Strażników, ale też do tej pory nie wiedział o nich.
-To co możemy w takich chwilach robić? -spytał Jack zdezorientowany.
Nikt nie odpowiadał. Nie wiadomo było czy przyczyną tej ciszy była powaga sytuacji, czy powaga opanowująca Jacka. W końcu odezwał się Zając.
-Rozweselając dzieci. Funkcjonować normalnie, ale być ostrożniejszym, i czujnym na nowe zagrożenia.
-A co jak Pitch się naprawdę uwolni? Co będzie ze szczęściem dzieci? -spytał Jack zaniepokojony.
-Nie będzie szczęścia. -powiedział North.
Ponownie zapanowała niezwykle głucha cisza. Jack opuścił głowę i stukał posępnie laską o podłoże. Zębuszka głaskała po główce Mleczuszkę. North zaczął ostrzyć szpadę. Zając malował swoje jajka wielkanocne. Piasek stworzył na palcu piaskowe tornado. Strażnicy po raz pierwszy swym długim życiu się nudzili. Aż nudę przerwało coś niespodziewanego...

~-~

Rachel już była pod swoim domem. Stanęła koło sosny witającej dom. W oknie zobaczyła swoją siostrę Veronicę. Zataczała kółka po swoim pokoju. Podeszła do drzwi. Położyła rękę na klamce. Zawahała się. Nacisnęła na klamkę i weszła do gorącego pomieszczenia.
-Wróciłam! -zawołała jak zawsze gdy wracała z dworu.
Nikt nie odpowiedział.
,,Pewnie mnie nie usłyszeli. Pójdę się przebrać i wtedy się przebiorę." pomyślała i pobiegła schodami na górę.
Otworzyła drzwi do swojego pokoju. Minęła lustro i podeszłą do szafy.
-Gorąco dziś na dworze, jak na zimę! -powiedziała do siebie otwierając drzwiczki szafy.
Automatyczne światełko oświeciło nieposkładane ubrania.
-Co by tu ubrać? -spytała siebie.
Po namyśle wyjęła dżinsowe szorty i koszulę w czerwoną i białą kratkę oraz czarne Conversy. Ubrała swój ulubiony strój i zawiązała końce koszuli na brzuchu. Usiadła na łóżku by zawiązać sznurowadła trampek. Rozpuściła włosy i zawiązała na głowie białą bandankę. Aby zobaczyć jak wygląda przejrzała się w lustrze jednak nie zobaczyła swojego normalnego oblicza. Jej bujne blond włosy zmieniły się w ognistoczerwone. Przez chwilę patrzyła na siebie niedowierzając, że w lustrze widzi siebie. Przechyliła głowę w prawo i pogładziła włosy szczotką. Uśmiechnęła się.
-W sumie, to zawsze chciałam mieć rude włosy. -rzekła nadal z uśmiechem.
Wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Ruszyła ku schodom. Spotkała na nich swoją matkę pogrążoną w smutku i w czarnym ubraniach. Rachel na widok mamy od razu się uradowała.
-Mamo! Przepraszam, że mnie tak długo nie było. -mówiła schodząc po schodach chcąc uściskać mamę, która nadal szła do góry ze zwieszoną głową. -Nie wiem co się stało. To się więcej... -urwała.
To co się wydarzyło szczerze zasmuciło Rachel. Jej matka nadal do niej się nie odzywała. Poza tym nie zatrzymała się i... przeszła przez córkę. Rachel stała na dziewiątym stopniu schodów ze łzami w oczach.
-Mamo? -szepnęła pod nosem łamliwym głosem.
Oddychała ciężko. Pobiegła w dół schodów ku drzwi. Wybiegła na dwór w zimową noc, a tam gdzie stanęła śnieg się roztapiał i wyrastała świeża zielona trawa.  

 Mam nadzieję, że się podobało, następny rozdział pojawi się jak w końcu przybędzie tych komentarzy (na co liczę). Dla ułatwienia bd liczyć, te które już się pojawiły. Taki bonusik. ;pp Tak więc komentujcie, polecajcie mojego bloga i... tyle. ;pp


1 KOMENTARZ = 1 UŚMIECH 

P.S.: Zajrzyjcie do * Bohaterów * bo coś się zmieniło. ;pp

7 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Next już jest prawie gotowy, ale nie ma komentarzy ;c

      Usuń
  2. Wreszcie jest! Nie mogłam się doczekać. Teraz czekać na kolejny. Trzymaj tak dalej :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Zaraz tu wybuchnę z tej niecierpliwości.

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny!!! Pisz dalej!!! Będę codziennie tutaj wchodzić. ;-)
    *Fanka*

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialny!! Pisz dalej!! Będę codziennie tutaj wchodzić. ;-)
    *Fanka*

    OdpowiedzUsuń