Chociaż
nie było tych 10 komentarzy, może się rozkręcicie, i będzie Was więcej. Ale za
to że tak mało komentarzy było, krótki będzie ten rozdział. ;///
* Rozdział
I *
Zmiany
Rachel
otworzyła swoje niebieskie oczy. Nic nie widziała; dookoła było ciemno i cicho.
Zaczęła unosić się, na pewno nie z własnej woli. Wtedy ujrzała, że ku niej
zbliża się warstwa lodu. Odruchowo odwróciła twarz bokiem do lodu. Jednak on
zachował się inaczej jak myślała. Lód roztopił się jakby była nieustannym
źródłem ciepła. Kiedy wynurzyła się woda zamieniła się pod jej stopami z
ciekłego na stan stały.
Rozejrzała
się. Dziewczyna nic nie rozumiała. Chociaż teren wydawał jej się znajomy, nie
wiedziała gdzie jest. Spojrzała w górę. Kiedy ujrzała granatowe sklepienie usiane
gwiazdami jej pytania znikły. Usłyszała bowiem łagodny męski głos mówiący:
,,Witaj w nieśmiertelnym życiu.'' To był głos Księżyca. Tylko tyle usłyszała,
zaś odpowiedź na resztę pytań przyszła sama. Była w parku w Londynie, w Wielkiej
Brytanii. Pamiętała co się stało: chcąc uratować małą dziewczynkę wpadła do
wody. Wydawało się jej, że umarła, ale czuła za razem, że jej życie dopiero się
zaczyna.
Chociaż
Księżyc przemówił do niej w jej myślach nie to było najdziwniejsze. Widziała
kilku ludzi przechadzających się alejkami parku w ciepłych kurtkach i
spodniach. Rachel czuła się jakby weszła do kuchni; było jej wręcz gorąco. Zdjęła
kurtkę i bluzę, chcąc sie ochłodzić. Podwinęła rękawy bluzki i ruszyła drogą do
swego domu, jak gdyby nigdy nic.
~-~
-Hahaha!
Tymczasem
na drugiej półkuli dzieci z Waszyngtonu szalały w śniegu bawiąc się z Duchem
Zimy, Jackiem Frostem.
-Nie
wyobrażam sobie zimy bez śniegu! -krzyknęło, któreś z dzieci biorąc do rąk
śnieg i rozsypując go dookoła.
Jack
jako Duch Zimy i Strażnik Zabawy uwielbiał bawić się w śniegu wraz z dziećmi. Rzucił
śnieżkę w kierunku małej dziewczynki, lecz ona uniknęła ciosu.
-Katie!
Chodź na obiad. Później jeszcze pójdziesz na dwór. -powiedział kobiecy głos.
Dziewczynka
posmutniała lecz po chwili znów zaczęła się uśmiechać.
-Pa,
pa Jack! -powiedziała wchodząc po schodach prowadzących do domu i machając
rączką na pożegnanie.
Jack
odmachał jej przyjaźnie. Nagle usłyszał znajomy głos.
-Kangur!
-rzekł żartobliwie na widok Zająca.
Stałe
jak zwykle z bumerangiem w ręku w norze, tak, że widać było tylko głowę i uszy
Zająca.
-Chyba
już lepszy był ten królik, który usłyszałem od tamtego chłopca. -mruknął Zając
pod nosem na co Jack zaśmiał się głośno. -Pilna sprawa.
-Słuchaj
no. Przepraszam za te jajka! Nie sądziłem, że są takie kruche w tym roku -rzekł
Jack broniąc się nie wiedząc o co chodzi Zającowi.
-Nie
z tym... -Zając nastawił uszu. -Zaraz. To byłeś Ty?! Ty potłukłeś kolekcję
porcelanowych jajek mojej babki? -powiedział Zając wychodząc z nory stając
naprzeciwko Jacka.
-Nie...
Co Ci przyszło do głowy! -Jack próbował się wycofać lecz niezbyt mu to się
udało.
-No
nie! Jacksonie Frost! To była najcenniejsza pamiątka po mojej rodzinie! A Ty ją
tak bestialsko zniszczyłeś. -powiedział patrząc na Jacka z odrazą.
-Chyba
miałeś do mnie pilną sprawę. -tym razem udało mu się wybrnąć z nieprzyjemnej
rozmowy.
-Racja.
Ale nie myśl, że nie wrócimy do tej rozmowy. -powiedział grożąc mu palcem.
Uderzył
lekko dwa razy w ziemię.
-Tylko
nie tunele! -powiedział Jack, ale było już za późno.
Poczuł,
że ziemia pod nim się zapada. Nagle znalazł się pod ziemią. Szybko znalazł się
na biegunie, u jego starego przyjaciela, Northa. Pech miał dziś Piasek. Jego
lądowanie, jak zwykle nieudane, wybrało na swą ofiarę Piaskowego Ludka. Dla
Jacka, miękkie lądowanie; dla Piaska, nieprzyjemne spotkanie jego twarzy z
lodowatą ręką. Na jego nieszczęście, to właśnie on był najczęstszą ofiarą
młodego Strażnika. Jack podniósł się z ciała przyjaciela i pomógł mu wstać po
napaści nastolatka. Piasek przewrócił oczami i uśmiechnął się do Jacka, a on,
odwzajemnił ten gest.
-Jack!
-powitał go North. -Miło Cię znowu widzieć. -powiedział Święty Mikołaj klepiąc
go po plecach. Jack ledwo utrzymał się na nogach.
-Mam
nadzieję, że nie wracamy do tematu z Yeti. -powiedział Jack patrząc z wyrzutem
na najbliżej stojącego futrzaka.
-Bardzo
bym chciał, ale nie. -powiedział mówiąc głośniej dwa ostatnie słowa. -Są
pilniejsze sprawy od tego. -rzekł, a Jack odetchnął z ulgą. -Mamy poważny
problem.
Jack,
co było bardzo rzadkie w tym przypadku osoby, zamyślił się.
-Jaki
problem? -spytał Jack zaniepokojony opierając się na swojej lasce.
-Księżyc
nie odpowiada. -Jack dopiero zauważył Zębuszkę. -Ostatnio jak nie odpowiadał,
Pitch wyszedł na wolność.
-Ale
przecież Pitch siedzi w lodowym więzieniu pod fabryką. -powiedział nie
rozumiejąc nic co powiedziała Zębuszka.
-Tak.
Ale jest jeszcze Pitch Senior. -powiedział North opuszczając głowę.
-Pitch
Senior? -Jack nie byłby sobą, gdyby z tego nie zażartował. -Że co? Że niby
ojciec Pitcha? -powiedział śmiejąc się ironicznie.
-Dokładnie.
-powiedział North a rozbawienie Jacka znikło. -Nie mamy pewności czy na pewno
uwolnił się, gdyż kiedy jest w pełni swej mocy może stać się niewidzialny. Senior siedział w
księżycowym więzieniu, gdzie na warcie siedział sam Księżyc, a on nic nie
odpowiada. Pewnie toczy walkę z Pitchem Seniorem. Albo jest za słaby, żeby
wysłać do nas wiadomość.
Jack
był nowy w tej ,,branży''. Nie znał wszystkich tajemnic pozostałych Strażników,
ale też do tej pory nie wiedział o nich.
-To
co możemy w takich chwilach robić? -spytał Jack zdezorientowany.
Nikt
nie odpowiadał. Nie wiadomo było czy przyczyną tej ciszy była powaga sytuacji,
czy powaga opanowująca Jacka. W końcu odezwał się Zając.
-Rozweselając
dzieci. Funkcjonować normalnie, ale być ostrożniejszym, i czujnym na nowe
zagrożenia.
-A
co jak Pitch się naprawdę uwolni? Co będzie ze szczęściem dzieci? -spytał Jack
zaniepokojony.
-Nie
będzie szczęścia. -powiedział North.
Ponownie
zapanowała niezwykle głucha cisza. Jack opuścił głowę i stukał posępnie laską o
podłoże. Zębuszka głaskała po główce Mleczuszkę. North zaczął ostrzyć szpadę.
Zając malował swoje jajka wielkanocne. Piasek stworzył na palcu piaskowe
tornado. Strażnicy po raz pierwszy swym długim życiu się nudzili. Aż nudę
przerwało coś niespodziewanego...
~-~
Rachel
już była pod swoim domem. Stanęła koło sosny witającej dom. W oknie zobaczyła
swoją siostrę Veronicę. Zataczała kółka po swoim pokoju. Podeszła do drzwi.
Położyła rękę na klamce. Zawahała się. Nacisnęła na klamkę i weszła do gorącego
pomieszczenia.
-Wróciłam!
-zawołała jak zawsze gdy wracała z dworu.
Nikt
nie odpowiedział.
,,Pewnie
mnie nie usłyszeli. Pójdę się przebrać i wtedy się przebiorę." pomyślała i
pobiegła schodami na górę.
Otworzyła
drzwi do swojego pokoju. Minęła lustro i podeszłą do szafy.
-Gorąco
dziś na dworze, jak na zimę! -powiedziała do siebie otwierając drzwiczki szafy.
Automatyczne
światełko oświeciło nieposkładane ubrania.
-Co
by tu ubrać? -spytała siebie.
Po
namyśle wyjęła dżinsowe szorty i koszulę w czerwoną i białą kratkę oraz czarne
Conversy. Ubrała swój ulubiony strój i zawiązała końce koszuli na brzuchu.
Usiadła na łóżku by zawiązać sznurowadła trampek. Rozpuściła włosy i zawiązała
na głowie białą bandankę. Aby zobaczyć jak wygląda przejrzała się w lustrze
jednak nie zobaczyła swojego normalnego oblicza. Jej bujne blond włosy zmieniły
się w ognistoczerwone. Przez chwilę patrzyła na siebie niedowierzając, że w
lustrze widzi siebie. Przechyliła głowę w prawo i pogładziła włosy szczotką.
Uśmiechnęła się.
-W
sumie, to zawsze chciałam mieć rude włosy. -rzekła nadal z uśmiechem.
Wyszła
z pokoju zamykając za sobą drzwi. Ruszyła ku schodom. Spotkała na nich swoją
matkę pogrążoną w smutku i w czarnym ubraniach. Rachel na widok mamy od razu
się uradowała.
-Mamo!
Przepraszam, że mnie tak długo nie było. -mówiła schodząc po schodach chcąc
uściskać mamę, która nadal szła do góry ze zwieszoną głową. -Nie wiem co się
stało. To się więcej... -urwała.
To
co się wydarzyło szczerze zasmuciło Rachel. Jej matka nadal do niej się nie
odzywała. Poza tym nie zatrzymała się i... przeszła przez córkę. Rachel stała
na dziewiątym stopniu schodów ze łzami w oczach.
-Mamo?
-szepnęła pod nosem łamliwym głosem.
Oddychała
ciężko. Pobiegła w dół schodów ku drzwi. Wybiegła na dwór w zimową noc, a tam
gdzie stanęła śnieg się roztapiał i wyrastała świeża zielona trawa.
Mam nadzieję, że się podobało, następny
rozdział pojawi się jak w końcu przybędzie tych komentarzy (na co liczę). Dla
ułatwienia bd liczyć, te które już się pojawiły. Taki bonusik. ;pp Tak więc
komentujcie, polecajcie mojego bloga i... tyle. ;pp
1
KOMENTARZ = 1 UŚMIECH
P.S.: Zajrzyjcie do * Bohaterów * bo coś się zmieniło. ;pp
P.S.: Zajrzyjcie do * Bohaterów * bo coś się zmieniło. ;pp